Pochwała mizeroty

Zwykły wpis

Piewcy jej talentu
siedzą w czarnej dziupli.
Nie pomoże fakt tu taki,
że rywali już wytłukli.

Choć ta dziupla ciasna,
niby dla krasnali,
siedzą sobie w niej uparcie,
jakby byli całkiem mali.

Do maluchów nie należą,
duże gęby mają,
co nadają na okrągło
i pod siebie srają.

Gówno spływa z drzewa,
rozlewając się po lesie.
Widać piewców jej taletu
wyobraźnie całkiem niesie.

Paella z owocami morza

Zwykły wpis

Brałam niedawno udział w warsztatach kulinarnych, których tematem przewodnim była kuchnia hiszpańska. Przy lampce orzeźwiającego, musującego wina kava, zajadaliśmy się tapas, przygotowywaliśmy paelle oraz gorącą czekoladę do picia na deser.

Jeśli chodzi o danie główne, to potrawa ta pochodzi z Walencji, a jej podstawą jest średnioziarnisty ryż z dodatkiem szafranu. Paella ma wiele odmian- my przyrządzaliśmy ją w wersji z kurczakiem oraz drugą z owocami morza. I właśnie ta druga bardzo miło mnie zaskoczyła. Nie byłam do tej pory wielką miłośniczką frutti di mare, ale odważyłam się, spróbowałam i przedkładam tę wersję nad wariację drobiową.

Oto co potrzebujemy do paella z owocami morza (porcja dla 4 osób):

1. 1 szklanka ryżu średnioziarnistego ( odmiana Arborio)

2. 350 g mieszanki owoców morza ( ośmiorniczki, przegrzebki, małe krewetki, kalmary)

3. Kilka dużych, świeżych krewetek

4. 1/2 kg małży w muszlach

5. 200 g zielonego groszku

6. Puszka pomidorów ( najlepiej pokrojonych)

7. 1 cebula

8. 0,5 l. bulionu

9. 1 cytryna

10. 2 ząbki czosnku

11. szczypta szafranu, sól, pieprz

Najpierw zabieramy się za małże: zalewamy je bulionem i gotujemy pod przykryciem około 5 min ( te które się nie otworzą wyrzucamy). Obieramy czosnek i cebulę, które drobno siekamy. Na dużej patelni podgrzewamy oliwę, dodajemy do niej cebulę i czosnek aż się zeszklą. Dorzucamy groszek i pomidory- wszystko podsmażamy.  Wkładamy owoce morza, po chwili dodajemy ryż, posypujemy szczyptą soli i pieprzu. Dusimy to około 15 min. Do pozostałego bulionu dodajemy szafran i wlewamy na patelnię. Mieszamy i dusimy kolejne 15 min. Dodajemy duże krewetki i dusimy do momentu, aż ryż zmięknie. Na samym końcu dodajemy małże- po chwili ściągamy z ognia i odczekujemy parę chwil, aż troszkę przestygnie, a wszystkie składniki przejdą odpowiednim aromatem.  Po nałożeniu na talerz całość skrapiamy obficie sokiem z cytryny.

To było pyszne!!!

Karnet do klubu fitness

Zwykły wpis

Dosyć już tego siedzenia przed kompem! Trzeba się poruszać. Mimo, że upał na zewnątrz niemiłosierny i przy takiej pogodzie odechciewa się nawet mrugać powiekami, wykupiłam sobie karnet do klubu fitness. Na pierwszych zajęciach byłam w zeszłym tygodniu i zdążyłam się już zdrowo namęczyć. Ale motywacja jeszcze nie opadała i pozytywne nastawienie do całej imprezy mnie nie opuściło. Bieżnia, rowerek, ćwiczenia na płaski brzuch, na kręgosłup na piłce i moje ostatnie odkrycie- joga, przy której napociłam się bardziej, niż przy wszystkich wymienionych wcześniej zajęciach razem wziętych. Co lepsze, na ćwiczeniach tych pojawiają się też panowie o posturze koszykarzy, którzy potrafią stojąc na wyprostowanych nogach, dotknąć głową kolan. Byłam pod wielkim wrażeniem.

 Najważniejsza jednak w tym wszystkim jest systematyka. Na razie nie załamuję się, że jestem 100 lat za koszykarzami, tylko staram się  złapać swoje tempo i dostosować do swoich możliwości. Nic na siłę. Dopiero co zaczynam po sporej przerwie, spowodowaną lenistwem, wymówkami, odkładaniem na jutro, które długo nie nadchodziło. Nastąpił przełom i ta zmiana mi się podoba. Dziś znów idę na piłki 🙂

Walka o władzę

Zwykły wpis

Założę się, że w wielu polskich domach rozgrywają się teraz wojny szarpane  o władzę – czyli pilota do telewizora. Osoby, których football zupełnie nie grzeje i wolałyby pooglądać sobie film z Sandrą Bullock, muszą znaleźć kompromis z tymi, dla których mundial to wielkie święto. A już prawdziwe awantury wybuchały pewnie w niedzielny wieczór, kiedy do wyboru na trzech telewizyjnych kanałach był mecz, debata prezydencka i finał Tańca z gwiazdami. Ciekawe, kto wygrał walkę o władzę.

Ja akurat bardzo lubię piłkę nożną, w szczególności kiedy Panowie wiedzą jak kopać piłkę i umieją strzelić do bramki (przeciwnej drużyny).  Nawet słucham ekspertów w studio w trakcie przerw gdy deliberują o grze pressingiem, faulach taktycznych, zmęczeniu sezonem niektórych zawodników i o spokojnych interwencjach bramkarza. Niech mi tylko ktoś powie, gdzie się podział ten analizator, na którym Jacek Gmoch i Jerzy Engel gryzmolili zawsze w studio jakieś esy floresy rozrysowując poszczególne akcje meczu. Bardzo mi tego brakuje.

Wracając do walki o władzę, wcale nie musi się ona skończyć rozwodem albo terapią małżeńską. Wystarczy przekonać się, że mecze to nie tylko gonitwa 20 spoconych zawodników za kawałkiem skóry. Pomijając interesującą ( dla Pań rzecz jasna) część po ostatnim gwizdku- czyli wymianę koszulek, niemniej ciekawe są analizy komentatorów- na tym można się ubawić jak na najlepszej komedii.  A więc uczta nie tylko dla oka, ale i ucha. Oto przykłady:

„Pierwsza część pierwszej połowy w wykonaniu naszej reprezentacji wyglądała tak jakby trener Gepetto wystrugał sobie kilku Pionokiów” – Paweł Wójcik, Polsat, na meczu Polska :Kostaryka

„Buffon… te jego spodenki. Zawsze się zastanawiam jak one mogą mu nie przeszkadzać, bo przecież z takich można uszyć chyba ze dwie suknie” – Tomasz Zimoch, Polskie Radio, na meczu Niemcy:Włochy 

„Lehmann sprawdza jakość muru – więcej zaprawy z prawej strony, więc przysuwają się ciała do siebie” – Tomasz Zimoch, Polskie Radio na meczu Niemcy:Włochy

„Teraz aż dwóch Niemców musiało wejść w Teveza żeby odebrać mu piłkę” – Tomasz Wójcik i Cezary Kowalski, Polsat, na meczu Niemcy:Argentyna 

„Jeśli za wzór przystojności stawia się Bastiana Schweinsteigera, to znaczy, że lekko tu wszyscy oszaleli na punkcie piłki” – Andrzej Janisz, Polskie Radio, na meczu Niemcy:Szwecja

„Szanse Amerykanów topnieją tak, jakby rozłożyć worek cukru i gdyby padał deszcz – Tomasz Zimoch, Polskie Radio, na meczu USA:Ghana

„Stadion w Dortmundzie wypełniony po ostatnie miejsce, chociaż widzimy jeszcze kilka wolnych miejsc – Dariusz Szpakowski, TVP, na meczu Szwajcaria:Togo

„Francuzi jednak nie usypiają. Mają jeszcze pewnie dużo czasu do swej piłkarskiej dobranocki w tym meczu” – Krzysztof Ratajczak, Polskie Radio, na meczu Francja:Korea Południowa

„Respirator marzeń można już odłączyć. Marzenia to już tylko obłoczek, to już maleńka niteczka” – Tomasz Zimoch, Polskie Radio, na meczu Kostaryka:Ekwador

„Janas chyba zmienił zdanie, choć Brożek był już rozebrany” – Dariusz Szpakowski, TVP, na meczu Niemcy:Polska

„A my widzimy raz jeszcze Yahyę Golmohammadiego. Co za nazwisko! Strzelić gola z takim nazwiskiem!” – Mirosław Trzeciak, TVP, na meczu Meksyk:Iran

„Proszę teraz zatrzymać wideo, bo ten właśnie chłopak bierze w Anglii 120 tys. funtów tygodniowo” – Jacek Gmoch, TVP, na meczu Anglia:Paragwaj

„Czy myślisz, że podejmie takie ryzyko trener Anibal Ruiz, by zdjąć z boiska tych wieżowców? – Jacek Jońca, TVP, na meczu Anglia:Paragwaj

Te i inne komentarze na www.zczuba.pl 🙂

Rozważania nad intencjami, znaczeniem i skutkami zaproszenia na kawę z dawno niewidzianym kolegą

Zwykły wpis

Tytuł: Rozważania nad intencjami, znaczeniem i skutkami zaproszenia na kawę z dawno niewidzianym kolegą

Kiedy – sobota, godz. 9.00

Gdzie – salon fryzjerski

Występują: Klientka nr 1, Klientka nr 2, Fryzjerka

Słoneczny, sobotni poranek. Dwie klientki w swoim ulubionym salonie fryzjerskim.

-Zapraszam- zwraca się Fryzjerka do Klientki nr 1 i ta ochoczo siada na wygodnym fotelu, gdzie za chwilę dokona się metamorfoza, poziom endorfin skoczy pod niebiosa, a uśmiech obijał się będzie od okien wystawowych w drodze powrotnej do domu. Klientka nr 2 musi poczekać na swoją kolej. Zanurza się więc w lekturze miesięcznego zapasu pism z serii „jakim cudem zmieścić się w bikini z zeszłego lata, gdzie wypada się wydepilować i z czym najlepiej łączy się kolor niebieski”.

-Dzisiaj chciałabym coś innego. Może włosy zaczesane na przód i wycieniowane. Co Pani na to?- zwraca się Klienta nr 1 do Fryzjerki.- Może zrobimy takie pazurki opadające na policzki- kontynuuje.

Fryzjerka robi przymiarkę- O to Pani chodzi? Klienta nr 1 widząc oczyma wyobraźni efekt końcowy- Tak, dokładnie, chcę wyglądać inaczej i młodziej.

Fryzjerka przystępuje do pracy a Klienta nr 1 rozmarza się i zdradza tym samym powód chęci zmian na głowie.

-Wie Pani, odezwał się do mnie kolega z podstawówki. Kopę lat się nie widzieliśmy. Napisał do mnie na naszej-klasie, że będzie dzisiaj przejazdem w naszym mieście i zapytał, czy nie moglibyśmy się spotkać na kawie.Wie Pani, takie spotkanie po 20 latach. Boże, czy on mnie pozna. Wyżej, wyżej proszę te włosy upiąć.

-A mąż nie jest zazdrosny, że Pani spotka się z dawno niewidzianym kolegą na kawie?- spytała ze śmiechem Fryzjerka.

-E………- po chwili namysłu-…. niiiieeeeeee.

Fryzjerka i Klienta nr 2, która wyjrzała za stosu gazet wymieniły porozumiewawcze spojrzenia oznaczające „Mąż nic nie wie”

– No więc wracając do tego kolegi- kontynuowała Klienta nr 1- w podstawówce to wie Pani, on był taki nieatrakcyjny raczej, taki typ kujona. Teraz chyba jest lekarzem. Tuu, niech mi Pani podkręci bardziej. No więc jest lekarzem i dzisiaj się widzimy- Pojawił się uśmiech od ucha do ucha.

– A on ma żonę?- pyta z uśmiechem Fryzjerka.  Klienta nr 1 przekręciła lekko głowę i uniosła ramiona, robiąc grymas pod tytułem ” czy ja wiem, nie myślałam o tym, niiiieeeee, chyba nie …???????…….”

-Jakby miał żonę, to by się nie umawiał- odpaliła Klientka nr 2, która już tyko udawała, że czyta coś o dietach cud.

-Myślicie Panie??- z ogromnym entuzjazmem w głosie rzuciła Klientka nr 1 i szczery uśmiech rozjaśnił jej oblicze. Jakby uświadomiła sobie, że jeszcze nic nie stracone, że jej życie za chwilę się odmieni i nic nie będzie takie jak przedtem.

-No właśnie, ja już o tym z moją przyjaciółką rozmawiałam- ciągnęła dalej- że może on podkochiwał się we mnie, albo dalej coś do mnie czuje i teraz po latach mnie odnalazł i chce się spotkać.  Więcej, więcej  lakieru z tej strony, żeby na wietrze mi się ta fryzurka nie rozwaliła. Klienta nr 1 obejrzała się z każdej strony  w lustrze. Rzuciła – Lecę, do zobaczenia!- I poleciała na skrzydłach, ledwo dotykając ziemi.

Czyli ona już wie, że ta kawa to tylko pretekst, że idzie tam, żeby odnaleźć blask w oku mężczyzny, który na nią będzie patrzył, że będzie doszukiwać się jakiegoś znaku, czekać na wyznanie „czekałem na Ciebie całe życie, dłużej już nie mogę, wyjedź ze mną”. Że te loki, te pazurki, te zrywanie się w sobotę rano do fryzjera to dla niego. Że to zainteresowanie się nią, NIĄ,  po tylu latach musi coś znaczyć. Że to nie jest taka zwykła kawa, że wszystko teraz się zmieni, że będzie teraz z lekarzem i spełni jej się sen o przepięknej, namiętnej miłości, na którą musiała czekać tyle czasu.

Ach, a po drugiej stronie ten niczego nieświadomy facet, który chce tylko wypić filiżankę dobrej kawy w towarzystwie dawnej  koleżanki i wypytać ją o wspomnienia o ich dawnych nauczycielach, ponieważ zbiera materiały do szkolnej kroniki 🙂

I po majówce

Zwykły wpis

Weekend majowy, choć krótki w tym roku, spędziliśmy bardzo przyjemnie i intensywnie. Wybraliśmy się do mojego rodzinnego domu, nad morze.

Mimo nienapawających optymizmem zapowiedzi, pogoda dopisała. W sobotę wybraliśmy się do arboretum w Nadleśnictwie Karnieszewice, około 15 km na północny wschód od Koszalina. Ogród ten założony około 1881 roku, ma powierzchnie 4,79 ha. Zasadzono w nim około 37 gatunków drzew i 26 gatunków krzewów. Największą osobliwością tego miejsca jest aleja daglezji zielonej- drzewa pierwotnie porastającego wybrzeże Pacyfiku i należącego do jednego z najwyższych na świecie ( do 100 m wysokości).

W rodzimym arboretum te drzewa nie osiągają tak dużych rozmiarów- dorastają najwyżej do 50 metrów. Powyżej aleja ze 120-letnimi daglezjami.

Po spacerze wśród zieleni, przyszedł czas na spacer po plaży :). Słońce, bezwietrzna pogoda i pyszny smażony dorsz z frytkami na promenadzie w Mielnie. Ci, co wybrali się na majówkę w te regiony, nie pożałowali.

W niedzielę wybraliśmy się do Darłówka, gdzie znajduje się bardzo ładna plaża. Pochodziliśmy trochę brzegiem morza, a później poszliśmy do portu posiedzieć na falochronie i popatrzeć na wpływające do portu kutry rybackie ze świeżo złowionymi rybami, po które ustawiały się długie kolejki chętnych. Zwiedziliśmy też latarnię morską- jedną z najmniejszych na polskim wybrzeżu, mierzącą około 22 m. A taki mieliśmy z niej widok:

Z Darłówka pojechaliśmy w jeszcze jedno ciekawe miejsce. Za Słupskiem, 10 km od Ustki znajduje się urokliwa Dolina Charlotty- wybudowany na 80 ha teren rekreacyjny, z pensjonatem, spa,  stadniną koni, stanowiskami dla wędkarzy, kajakarzy, parkiem linowym, dróżkami dla rowerzystów i czym jeszcze dusza zapragnie. Mimo kiepskiego oznakowania drogi dojazdowej, parking zapełniony po brzegi. Wrażenie robi też wybudowany amfiteatr na 5000 miejsc, gdzie latem obywa się Festiwal Legend Rocka.

Poniedziałek lało od rana i cieszyliśmy się, że w poprzednie dwa dni słonko dopisało- gdyby nie to, nie zwiedzilibyśmy tylu ciekawych miejsc.

Dodatkowo specjalne podziękowania dla mojej mamy za pyszne jedzonko podczas naszych odwiedzin. Nie ma jak u mamy:)

Pozdrawiamy!

„The burning rope”

Zwykły wpis

Są takie piosenki, przy słuchaniu których wyskakuje się z butów. Tak też było ze mną i zespołem Genesis. Mój absolutny faworyt z płyty wydanej w 1978 roku „… and Then There Were Three” to „ The burning rope”.  Przy pierwszym odsłuchaniu coś chwyciło mnie za serce… i nie chce puścić 🙂

The warming sun, the cooling rain,
The snowflake drifting on the breath of the breeze,
The lightning bolt that frees the sky for you
Yet only eagles seem to pass on through.
The words of love, the cries of hate,
And the man in the moon who seduced you
Then finally loosed you.

You climbed upon a burning rope to escape the mob below,
But you had put the flaming out so that others could now follow,
To be out of the bounds and the barks of those who do not wish you well.

You must blaze a trail of your own, unknown, alone,
But keep in mind
Don’t live today for tomorrow like you were immortal.
The only survivors on this world of ours are
The warming sun, the cooling rain,
The snowflake drifting on the breath of the breeze,
The lightning bolt that frees the sky for you
Yet only eagles seem to pass on through.
The words of love, the cries of hate,
And the man in the moon who seduced you
Then finally loosed you.

You’re old and disillusioned now as you realise at last,
That all all you have accomplished here will have soon all turned to
dust.
You dream of a future after life, well that’s as maybe, I don’t know.
But you can’t take what you left behind, you’re all alone.
So keep in mind
Don’t live today for tomorrow like you were immortal.
The only survivors on this world of ours are
The warming sun, the cooling rain,
The snowflake drifting on the breath of the breeze,
The lightning bolt that frees the sky for you
Yet only eagles seem to pass on through.
The words of love, the cries of hate,
And the man in the moon…

Nie bądź kostką lodu w płynącej rzece

Zwykły wpis

W zeszłym tygodniu miałam okazję być na ciekawym spotkaniu z Wojciechem Eichelbergerem.  Rozmowę z nim prowadził Jacek Żakowski, a dotyczyła ona  rozważań na temat sensu życia. Brzmi patetycznie, ale pewnie dla każdego odpowiedź na pytanie „po co żyjemy?”, wskazuje na odmienne, ważne  aspekty.  Tutaj chodziło o poznanie opinii znanego psychologa , terapeuty i buddysty zen.

Według niego odpowiedzi należy szukać w substancji życia, w chwilach, w których czujemy, że naprawdę żyjemy. Kiedy to się dzieje? W momentach, kiedy się w czymś zatracamy, kiedy doznajemy silnych emocji i odbieramy otaczająca nas rzeczywistość całym sobą. Dla sensu życia, trzeba umierać i odradzać się w każdej chwili. Wtedy następuje coś, co nazywamy szczęściem.  Szczęścia doznajemy nie tylko w stanie ogromnej euforii.  Prawdziwego życia dotykamy także w momentach dla nas bardzo ciężkich i tragicznych, chwilach rozpaczy i żałoby. Doświadczając tego, poznajemy prawdziwy sens. Coś nas wzmacnia, odkrywamy siebie.

W.Eichelberger przytoczył pewną metaforę „ Nie bądź kostką lodu w płynącej rzece”.  Kostka lodu, jest tym samym co rzeka, tylko przybiera chwilowo inną formę. Nie ma sensu chwilowo się przeobrażać, warto pogodzić się z tym, że jesteśmy częścią jedności, jakieś metalicznej zupy życia, która ma swój porządek, o który nie musimy się martwić.

Według niego nie ma za bardzo sensu zastanawiać się nad sensem- trzeba żyć. Bo sensem życia, jest życie.

Czytanie dla przyjemności

Zwykły wpis

Nie wyobrażam sobie życia bez książek: ich zapachu, szelestu kartek i momentów, kiedy nie mogę oderwać się od czytania. Każdy dzień staram się kończyć przynajmniej kilkunastoma kartkami lektury na dobranoc. Często jest tak, że czytam na raz kilka książek- jedna w weekendy, jedna wieczorami, jeszcze inna do pociągu, czy tramwaju w drodze do pracy. Mój cel na ten rok to 30 książek- czyli przynajmniej 1 na średnio dwa tygodnie. Oczywiście czytanie nie dla samej liczby i odhaczania kolejnej pozycji na liście. Chciałabym czytać tak jak do tej pory, czytać dla przyjemności i relaksu- z czystej jednak ciekawości chciałabym podliczyć ile kartek jestem w stanie przewertować w ciągu jednego roku. Powstają różne grupy wsparcia dla miłośników książek :). Jedna z nich, inicjatywa 52 książki, zrzesza osoby, które chcą podjąć wyzwanie przeczytania przez rok 52 pozycji, czyli 1 książki na tydzień.

Cel życia to życie z celem- niech jednym z nich będzie kolejna przeczytana książka.

Dezyderata- Instrukcja Dobrego Życia

Zwykły wpis

Poemat Maxa Ehremanna (1872–1945) jest zbiorem wskazówek jak mądrze i szczęśliwie żyć.  To co mnie w nim urzeka, to bardzo optymistyczne przesłanie, że mimo wszystko świat jest piękny. Że w pozornym chaosie wszystko ma swoje miejsce. Że jesteśmy dziećmi wszechświata i mamy być tu i teraz.

Poniżej tekst „Dezyderaty” w interpretacji Piwnicy pod Baranami.

Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.

O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoja opowieść.

Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź uważny. Dąż do szczęścia.

Unikaj głośnych i napastliwych – są udręką ducha.

Porównując się z innymi możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.
Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.
Wykonaj swą pracę z sercem – jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz w zmiennych kolejach losu.

Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa. Niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu.

Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia.

Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie co Ci lata doradzają z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości.

Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.

Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.

I czy to jest dla ciebie jasne, czy nie – wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.

Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje, czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.

Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź uważny. Dąż do szczęścia.